Popołudnie pełne płaczu. O nic i o wszystko. Milu płakała od wyjścia z przedszkolnej sali, poprzez 45-minutowe ubieranie, w drodze do domu i w domu. O ile w przedszkolu twardo się trzymałam, w domu pękłam. Też zaczęłam płakać. Milu wskoczyła mi na kolana i mówi przez łzy:
– Uśmiechnij się.
– Nie chcę się uśmiechać. Jest mi smutno i przykro. Jak tobie jest przykro, to się nie uśmiechasz, tylko płaczesz.
– Pomyśl o tym płaczu. A potem uśmiechnij się.
– Kto ci tak mówi? Pani w przedszkolu jak płaczesz?
– Nie, ja sama. Pomyśl o tym płaczu i później się uśmiechnij. Ja już nie płaczę - mówi i przez łzy uśmiecha się do mnie.
Odwracam buzię, więc chwyta moją twarz małymi łapkami i obraca ku sobie. Potem chwyta ze stołu chusteczkę i mówi:
– Wytrzyj buzię, pomyśl o tym płaczu i uśmiechnij się.
I uśmiechnęłam się. A później popołudnie było już OK. Czasem nie wierzę, że dziecko może być aż tak mądre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po przeczytaniu zostaw wiadomość: