Jak co wieczór Słońce powoli zachodziło za horyzont, gdzie szło spać (tak naprawdę nie szło spać, tylko świecić innym dzieciom, ale to inna historia). Księżyc obserwował chowające się Słońce i im było ciemniej, tym bardziej świecił z zadowolenia. Jak co wieczór. Pewnej nocy zamyślił się i zrobiło mu się smutno. Pomyślał sobie, jak dobrze ma Słońce – codziennie kiedy świeci, widzi latające ptaki, bawiące się dzieci, białe chmury płynące po niebie i mnóstwo kolorowych kwiatów. A on musi siedzieć na czarnym niebie sam. Chmur nie widać, bo jest ciemno, dzieci śpią, ptaki śpią, wszystko jest szarobure. Tylko miasta dają mu trochę radości swymi nocnymi światłami. Och, ile on by dał za to, żeby mieć na co patrzeć całymi nocami! I nagle wpadł na pomysł. Przez resztę nocy obmyślał szczegóły swojego planu.
Następnego dnia Księżyc wyszedł na niebo trochę wcześniej, tak żeby mógł porozmawiać ze Słońcem zanim to zajdzie za horyzont.
– Cześć, Słoneczko – powiedział Księżyc do zdziwionego nieco Słońca.
– Co ty tutaj robisz, jeszcze nie ma nocy – odparło Słońce i szybko schowało się za najbliższą chmurę, bo się nieco zawstydziło.
– Nie wstydź się, wyjdź – poprosił Księżyc. – Mam do ciebie wielką prośbę. Jest mi smutno, bo nie mam w nocy żadnego towarzystwa. Ciemno jest, wszyscy śpią, nie widać żadnych kolorów. Ty masz wszystko. Wpadłem na pewien pomysł i tylko ty możesz mi pomóc. Masz tyle pięknych promieni – może mogłobyś mi nieco podarować, żeby w nocy świeciły razem ze mną na niebie?
– Księżycu, co za dziwna prośba – rzekło Słońce. – Przecież jeśli dam ci swoje promienie, to będę słabiej świecić, a w nocy będzie wtedy za jasno.
– Kiedy ja nie potrzebuję całych promieni. Może utnę sobie końcówki i rozrzucę je po niebie? – odparł Księżyc.
– Ale jak to zrobisz? Jak poucinasz końcówki moich promieni?
– Mam tarczę tak ostrą, że może da radę piłować.
– No dobrze, spróbuj – powiedziało Słońce, a ucieszony Księżyc zabrał się do piłowania promieni.
Zadanie okazało się trudne, bo promienie słoneczne wcale nie chciały współpracować. Księżyc codziennie chwilę przed zmrokiem zjawiał się na niebie i zawzięcie piłował. Z promieni Słońca leciały iskry i rozsypywały się po niebie. Mimo ciężkiej pracy, jaką musiał wkładać w piłowanie, Księżyc był coraz bardziej szczęśliwy, bo nie był już sam na nocnym niebie. Kawałki promieni świeciły wraz z nim.
Był jednak jeden skutek uboczny – Księżyc ścierał się od piłowania i robił się coraz mniejszy, aż w końcu prawie zupełnie znikł.
– Dość tego, Księżycu – powiedziało Słońce. – Widzę, że choć masz teraz piękne iskry na nocnym niebie, to zaraz nie będziesz mógł się nimi cieszyć, bo po prostu znikniesz. Musisz przestać piłować moje promienie.
Księżyc zasmucił się, ale musiał Słońcu przyznać rację. Przestał piłować promienie i postanowił podziwiać iskry, które już udało mu się rzucić na niebo. Iskierki skrzyły się i błyszczały małymi promyczkami. Księżyc pomyślał, że wyglądają jak małe gwiazdeczki.
– Gwiazdki, tak, wyglądają właśnie jak gwiazdki. Tak je nazwę – postanowił zadowolony.
Mijały dni, a Księżyc spędzał noce z zachwytem obserwując swoje gwiazdy. Był szczęśliwy. Zauważył też, że z każdym dniem robi się znów coraz większy i że za chwilę znów będzie zupełnie okrągły, jak kiedyś. Kiedy już znów stał się okrąglutki, pomyślał, że odwiedzi Słońce i opowie mu o gwiazdach. W końcu to było ich wspólne dzieło. A kto wie, może Słońce pozwoli mu wziąć jeszcze trochę iskierek ze swoich promieni?
– Witaj, Słońce – powiedział Księżyc.
– O rety, Księżycu. Znów jesteś cały i okrągły! Witaj! Co cię do mnie sprowadza?
– Słoneczko, iskierki z twoich promieni są na całym niebie. Świecą mi pięknie całymi nocami. Nazwałem je gwiazdami. Dziękuję ci za nie bardzo, bo uczyniły mnie szczęśliwym.
– A chcesz więcej? – spytało Słońce zupełnie niespodziewanie dla Księżyca.
– Pewnie – z uśmiechem odparł Księżyc.
Od tej pory Księżyc piłuje promienie Słońca, aż prawie zupełnie zniknie, po czym czeka, aż się znów zaokrągli i w tym czasie podziwia swoje gwiazdy. A potem znów piłuje, i znów odrasta. Słońce nigdy nie widzi gwiazd, które powstały z jego promieni, ale my na szczęście możemy, jeśli tylko nie pójdziemy za wcześnie spać.
Następnego dnia Księżyc wyszedł na niebo trochę wcześniej, tak żeby mógł porozmawiać ze Słońcem zanim to zajdzie za horyzont.
– Cześć, Słoneczko – powiedział Księżyc do zdziwionego nieco Słońca.
– Co ty tutaj robisz, jeszcze nie ma nocy – odparło Słońce i szybko schowało się za najbliższą chmurę, bo się nieco zawstydziło.
– Nie wstydź się, wyjdź – poprosił Księżyc. – Mam do ciebie wielką prośbę. Jest mi smutno, bo nie mam w nocy żadnego towarzystwa. Ciemno jest, wszyscy śpią, nie widać żadnych kolorów. Ty masz wszystko. Wpadłem na pewien pomysł i tylko ty możesz mi pomóc. Masz tyle pięknych promieni – może mogłobyś mi nieco podarować, żeby w nocy świeciły razem ze mną na niebie?
– Księżycu, co za dziwna prośba – rzekło Słońce. – Przecież jeśli dam ci swoje promienie, to będę słabiej świecić, a w nocy będzie wtedy za jasno.
– Kiedy ja nie potrzebuję całych promieni. Może utnę sobie końcówki i rozrzucę je po niebie? – odparł Księżyc.
– Ale jak to zrobisz? Jak poucinasz końcówki moich promieni?
– Mam tarczę tak ostrą, że może da radę piłować.
– No dobrze, spróbuj – powiedziało Słońce, a ucieszony Księżyc zabrał się do piłowania promieni.
Zadanie okazało się trudne, bo promienie słoneczne wcale nie chciały współpracować. Księżyc codziennie chwilę przed zmrokiem zjawiał się na niebie i zawzięcie piłował. Z promieni Słońca leciały iskry i rozsypywały się po niebie. Mimo ciężkiej pracy, jaką musiał wkładać w piłowanie, Księżyc był coraz bardziej szczęśliwy, bo nie był już sam na nocnym niebie. Kawałki promieni świeciły wraz z nim.
Był jednak jeden skutek uboczny – Księżyc ścierał się od piłowania i robił się coraz mniejszy, aż w końcu prawie zupełnie znikł.
– Dość tego, Księżycu – powiedziało Słońce. – Widzę, że choć masz teraz piękne iskry na nocnym niebie, to zaraz nie będziesz mógł się nimi cieszyć, bo po prostu znikniesz. Musisz przestać piłować moje promienie.
Księżyc zasmucił się, ale musiał Słońcu przyznać rację. Przestał piłować promienie i postanowił podziwiać iskry, które już udało mu się rzucić na niebo. Iskierki skrzyły się i błyszczały małymi promyczkami. Księżyc pomyślał, że wyglądają jak małe gwiazdeczki.
– Gwiazdki, tak, wyglądają właśnie jak gwiazdki. Tak je nazwę – postanowił zadowolony.
Mijały dni, a Księżyc spędzał noce z zachwytem obserwując swoje gwiazdy. Był szczęśliwy. Zauważył też, że z każdym dniem robi się znów coraz większy i że za chwilę znów będzie zupełnie okrągły, jak kiedyś. Kiedy już znów stał się okrąglutki, pomyślał, że odwiedzi Słońce i opowie mu o gwiazdach. W końcu to było ich wspólne dzieło. A kto wie, może Słońce pozwoli mu wziąć jeszcze trochę iskierek ze swoich promieni?
– Witaj, Słońce – powiedział Księżyc.
– O rety, Księżycu. Znów jesteś cały i okrągły! Witaj! Co cię do mnie sprowadza?
– Słoneczko, iskierki z twoich promieni są na całym niebie. Świecą mi pięknie całymi nocami. Nazwałem je gwiazdami. Dziękuję ci za nie bardzo, bo uczyniły mnie szczęśliwym.
– A chcesz więcej? – spytało Słońce zupełnie niespodziewanie dla Księżyca.
– Pewnie – z uśmiechem odparł Księżyc.
Od tej pory Księżyc piłuje promienie Słońca, aż prawie zupełnie zniknie, po czym czeka, aż się znów zaokrągli i w tym czasie podziwia swoje gwiazdy. A potem znów piłuje, i znów odrasta. Słońce nigdy nie widzi gwiazd, które powstały z jego promieni, ale my na szczęście możemy, jeśli tylko nie pójdziemy za wcześnie spać.
Piękna bajka:)
OdpowiedzUsuń