Wracając z przedszkola, zobaczyliśmy wóz strażacki z włączonymi światłami. Podjechaliśmy bliżej i okazało się, że płonęła jedna z altanek na pobliskich działkach. Jak klasyczni gapie zaparkowaliśmy w pobliżu, żeby obserwować pracę strażaków. Dwa wozy strażackie, później jeszcze policja. Mały Człowiek przejęty pytał:
– Mamo, a jak tam ktoś mieszkał?
– Nie kochanie, nikt tam nie mieszkał. To tylko altana na narzędzia.
– A czemu tak dymi?
– Bo pali się tam ogień. Strażacy polewają wodą i ta woda paruje. Więc jest i dym i para.
– A czemu wchodzi na drabinę?
– Musi się jakoś dostać na dach strażak.
A czemu.. a czemu... - i tak przez długi czas. Kiedy już ruszyliśmy do domu, Mały Człowiek spytał:
– A gdyby u nas się zapaliło?
– To przyjechaliby strażacy i ugasili pożar.
– A jak?
– Pewnie wodą. Spokojnie, to są profesjonaliści, oni doskonale wiedzą, jak gasić pożary. Trenują, żeby wiedzieć, jak nas ratować. Codziennie przecież coś się gdzieś pali.
– Nieprawda. Są takie dni, że się nie pali.
– U nas w mieście może nie, ale wtedy pali się w innych miastach. Ale strażacy i tak mają co robić. Gdzieś kot utknie na drzewie i nie może zejść, gdzieś jest wypadek i strażacy jadą uwolnić ludzi z samochodu.
– A po co? Przecież oni tam mogą całe życie być.
– Gdzie? W tym rozwalonym samochodzie zakleszczeni?
– Tak.
– Nie sądzę. Raczej jadą strażacy ich ratować. Albo strażaczki, bo strażaczki też są.
– I policjantki też są.
– Tak.
– I karetniczki.
– Ha, ha. Ładne określenie. Ratowniczki medyczne masz na myśli, czyli panie pracujące w karetkach?
– Tak.
hehe uśmiałam się :) Oj te pytania od rana do nocy, czasami już mnie szczęka boli od udzielania odpowiedzi :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię te pytania i lubię na nie odpowiadać. Czasem aż trudno to spamiętać i spisywać, tym bardziej, że im Mały Człowiek starszy, tym bardzie rozbudowane rozmowy.
UsuńJa też lubię choć po całym dniu odpowiadania czasem nie mam siły na rozmowę z mężem :) ale uwielbiam rozmawiać z moim kochanym 2.5 latkiem. Jest strasznie wygadany i potrafimy gadać i gadać :)
Usuń